- Diana...
To mój głupi brat. UGH
- Diana, obudź się -
- Nie - mruknęłam i jeszcze bardziej obtuliłam się ciepłą kołdrą.
Nagle poczułam palce wbite w moje żebra przez co krzyknęłam głośno i zaczęłam się śmiać gdy nie przestawał mnie łaskotać
- L... Liam - śmiech - p... proszę - śmiech - przestań! - śmiech.
- Wszystkiego najlepszego siostrzyczko! - pocałował mnie w policzek i wyciągnął aparat. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć lub jakkolwiek zareagować, zrobił nam wspólne zdjęcie i zadowolony z siebie wyszedł z pokoju. Przewróciłam oczami wstając z łóżka.
Nie wierze, że to już siedemnaście lat... Ten czas tak szybko leci.
Wyciągnęłam z szafki ręcznik i szlafrok po czym poszłam do łazienki. Zauważyłam, że Liam też idzie w jej stronę.
O nie. Nie tym razem bracie.
Szybko pobiegłam w stronę drzwi. Liam zauważył mnie i również przyspieszył. Oboje złapaliśmy klamkę w tym samym momencie.
-Spadaj! Ja pierwsza! - zachichotałam przepychając się z nim. Mimo, że jest ode mnie starszy o pięć lat to i tak zachowuje się jak dziecko.
Nagle Liam trochę mocniej mnie odepchnął przez co straciłam równowagę. Gdy ją odzyskałam, drzwi od łazienki się zamknęły.
- Jaja sobie robisz ?! - uderzyłam pięścią w drzwi - nawet w moje urodziny ?! - fuknęłam niezadowolona.
Minęło piętnaście minut zanim wyszedł z zaparowanej łazienki w samym ręczniku owiniętym wokół pasa.
Miałam ochotę wydrapać mu ten wredny uśmieszek z twarzy.
Wytknęłam w jego stronę język zamykając drzwi od łazienki na co on odpowiedział głośnym śmiechem.
Dupek.
Pozbyłam się piżamy i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i pozwoliłam chłodnemu strumieniowi orzeźwić moje ciało.
Po dwudziestu minutach wyszłam z kabiny owijając się puchatym ręcznikiem.Umyłam zęby i wysuszyłam włosy po czym wyszłam z łazienki ubrana w mój kremowy puchaty szlafrok.
Po dwudziestu minutach wyszłam z kabiny owijając się puchatym ręcznikiem.Umyłam zęby i wysuszyłam włosy po czym wyszłam z łazienki ubrana w mój kremowy puchaty szlafrok.
Za oknem świeciło słońce i było ciepło więc założyłam moje ulubione jasno niebieskie dżinsy z wysokim stanem i luźny biały t-shirt z nadrukiem, który kiedyś należał do Liama. Włosy spięłam w wysokiego niedbałego koczka i tak gotowa wyszłam z pokoju. Schodząc po schodach poczułam cudowny zapach naleśników. Z szerokim uśmiechem weszłam do kuchni gdzie tata przerwał czytanie gazety, odłożył filiżankę z kawą , wstał i mocno mnie do siebie przytulił.
- Wszystkiego najlepszego córeczko - powiedział po czym pocałował czubek mojej głowy. Gdy tylko mnie puścił zastąpiła go mama. Oczywiście jak w każde urodziny płakała.
- Mamy dla ciebie prezent - powiedział tata uśmiechając się szeroko. Skończyłam przeżuwać naleśnika z syropem klonowym żeby móc odpowiedzieć.
- Prosiłam żebyście nie robili żadnych prezentów - powiedziałam stanowczo.
- To twoje siedemnaste urodziny. Musieliśmy... - zachichotał wyciągając zza swoich pleców... koszyk z różową wstążką.
Koszyk? Po co mi kuźwa koszyk?
Uniosłam jedną brew w pytającym geście na co tata powiedział żebym sprawdziła co jest w środku.
Niepewnie wzięłam przedmiot do rąk i położyłam go na podłodze. Powoli rozwiązałam wstążke i otworzyłam koszyk.
Moim oczom rzuciła się mała szara, puchata kuleczka.
Kotek!
- Dziękuję! Dziękuję! Dziękuuuję! - piszczałam przytulając rodziców. Obojgu dałam buziaka w policzek nie omijając Liama. Wzięłam zwierzaka do rąk i go też przytuliłam.
- Cześć Stefan!
- Stefan? - Prychnął Liam.
- Tak a co?
- Nic nic - przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło - to imię pasuje do niego.
- No raczej - uśmiechnęłam sie i spojrzałam na Stefana.
Był po prostu uroczy... Mały, kudłaty, szary kotek z wielkimi żółto-zielonymi oczami i śmiesznym kręconym ogonkiem dzięki któremu wyglądał do słownie jak lemur.
Zdecydowanie, to mój najlepszy dzień.
Po zjedzonym śniadaniu i wspólnych rozmowach o moim dzieciństwie, Liam obiecał mi, że spędzi dzisiaj ze mną cały dzień. Bardzo się z tego powodu ucieszyłam. Owszem, zachowywał się jak idiota ale kochałam go najbardziej na świecie. Jestem szczęściarą mając takiego brata.
Pierwszym punktem naszego wspólnego dnia była kręgielnia. Spędziliśmy tam dwie godziny. Jako mistrzyni kręgli oczywiście ograłam Liama. Później poszliśmy na boisko. Tam spotkaliśmy mojego najlepszego przyjaciela Louisa. Złożył mi życzenia i mocno wyściskał prawie pozbawiając mnie tlenu. Przez kolejną godzinę cała nasza trójka grała w baseball. Gdy razem z Lou byliśmy mali, Liam uczył nas jak grać w tą grę. Zawsze kochał ten sport. Ja dzięki niemu też. Gdy skończyliśmy grę, pożegnaliśmy się z Lou i pojechaliśmy do naszej ulubionej kawiarni gdzie pracował od kilku miesięcy. Dzisiaj specjalnie wziął sobie wolne, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.
Kochałam spędzać z nim czas.
- I jak podobają się urodziny? - Spytał.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - uśmiechnęłam się biorąc łyka mojego truskawkowego shake'a.
Gdy zadzwonił dzwonek odruchowo obydwoje spojrzeliśmy w kierunku drzwi. Do kawiarni weszła Danielle.
Ugh. Nienawidzę jej.
Nagle Liam wstał i podszedł do brunetki. Przyciągnął ją do siebie i czule pocałował. Zdezorientowana patrzyłam na scenę, która właśnie się prze de mną odbywała. Nie mogę uwierzyć w to co się dzieje. Po kilku minutach Liam wrócił do naszego stolika trzymając Danielle za rękę.
- Wszystkiego najlepszego Diana - powiedziała chcąc mnie przytulić, jednak w ostatniej chwili wróciłam do rzeczywistości i odsunęłam się od dziewczyny. Z różowymi policzkami opuściła ręce w dół i spojrzała na Liama.
- Co ona tu robi? - fuknęłam.
- Diana... - warknął Liam. Jego twarz poczerwieniała lekko ze złości - bądź miła.
- Czy ty sobie ze mnie żartujesz ?! Wiesz dobrze, że ta suka zniszczyła mi życie w szkole !
- Diana ! - Krzyknął.
- Nie ! Wiedziałeś o tym a mimo to z nią jesteś ! Jesteś naprawdę naiwny Liam! - Krzyknęłam omijając ich szerokim łukiem.
Co za dupek. Jeszcze nigdy się na nim tak nie zawiodłam.
Szybkim krokiem opuściłam lokal i przebiegłam przez ulice.
- Diana! -usłyszałam krzyk Liama.
Chwile potem klakson , pisk opon i głośny huk. Zszokowana odwróciłam się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz